Ze Śląska o Śląsku, Polsce i Europie
Cenzura? Historia kołem się toczy…
Gdy radny Prawa i Sprawiedliwości składa formalny wniosek do Prezydenta Miasta o wydanie mi zakazu prowadzenia prywatnego bloga – uśmiecham się pod nosem. Świat oszalał, ale nie aż tak, żeby się czymś takim przejmować. Czy aby na pewno?
Poseł Prawa i Sprawiedliwości wytacza grubsze działa: prokurator za ujawnianie informacji. Niby rzecz śmieszna, lecz straszna. Służby pracują na zlecenie. Co tam Konstytucja, wolność słowa. Posłowi się marzy cenzura – nawet, a może przede wszystkim materiałów jawnych, publicznie dostępnych. Po co ludziom ta wiedza? Zakazem, nakazem lub strachem chcą mi zakneblować usta.
To niby takie tam przepychanki na lokalnym podwórku, a chwilę później budzimy się kraju, gdzie nie można już legalnie słuchać „wywrotowego” Kazika. Jesteśmy w rzeczywistości, w której usuwa się całą listę przebojów, która trwała nieprzerwanie od kilkudziesięciu lat i zaliczyła niemal 2000 wydań. Nagle żyjemy w Polsce, w której z powodu politycznie niepoprawnego obrazka policja o szóstej rano łomocze do drzwi i autora ściąga na komisariat.
Krok po kroku oddajemy część wolności. Przyzwyczajamy się do kolejnych obostrzeń. Zaczynają się rodzić obawy. Autorzy, artyści i dziennikarze sami się cenzurują. Dla świętego spokoju, z obawy przed konsekwencjami. Przed opublikowaniem tego tekstu mnie też zadrżała ręka. Czy warto?
Próbują nas ugotować jak żabę, powoli zwiększając temperaturę, w taki sposób, żebyśmy się nie zorientowali co się dzieje, aż będzie za późno. Krok po kroku wprowadzane są najlepsze komunistyczne praktyki. Konsekwentnie i na wszystkich szczeblach. Ostatni raz tak uroczego aktu cenzury jak w Radiowej Trójce dokonano w 1984 roku – wiele czasu nie potrzebowaliśmy, żeby wrócić do chlubnych tradycji.
Z Trójki odchodzą ludzie: Mann, Gacek, Młynarski, Chojnacki, Drozd, Bugalski, Andrus, Zimiński, Orzech, Niedźwiecki, ale nikogo to nie interesuje. Dziś nie ma już legend, autorytetów, dziennikarzy. Są tylko ludzie pracujący na zlecenie, coraz częściej polityczne. Na antenie “starych” zastąpią młode wilki – gotowe na wszystko. Dokładnie jak w TVP, nad czym przeszliśmy do porządku dziennego. Twarze są inne, poglądy i zasady inne, ale życie toczy się dalej. Przeciętny odbiorca nawet się nie zorientował, że coś się wydarzyło.
Dziś szargane jest kolejne nazwisko. Tym razem nie polityka opozycji (co stało się naturalne), nie dziennikarza zadającego trudne pytania, ale “zwykłego” autora listy przebojów. Faceta od muzyki, który dobrał ją w sposób niewłaściwy i naraził na szwank wizerunek pierwszego sekretarza (znaczy się posła). Ciekawe kto będzie następny? Może ja, może Ty.
Internet nie wybacza, internet nie zapomina. Powstają memy, śmieszne obrazki i logo PZPR przerobione na logo Programu 3 Polskiego Radia (P3PR). Nacieszmy się tym, póki jeszcze internet daje nam pełnię swobody, choć nawet tutaj ciężko już odróżnić prawdę od fałszu, opinię od hejtu, a człowieka od trolla.
Może właśnie tego nam trzeba? Ograniczenia swobód i wolności, cenzury oraz twardej, wręcz dyktatorskiej władzy, żeby wreszcie znów się zjednoczyć. Zakopać podziały i polityczne spory, by razem walczyć o wolność. Być może taki z nas naród przekorny, że nie o wolność, a o walkę nam chodzi. Wolności, kiedy ją mamy nie potrafimy docenić i szanować.
Nic nie trwa wiecznie. Nasza młoda demokracja na naszych oczach sypie się jak domek z kart. Nie ma co płakać – jeśli nawet zmienimy reguły gry na inne – to nie na długo. Nie wyciągamy wniosków z historii, która prędzej czy później zatoczy koło. Każda rewolucja pożera własne dzieci. Więc z entuzjazmem i pasją, pewnie wcześniej niż później – znów stoczymy bój o prawdziwą wolność. My, Polacy, z jednej skrajności wpadamy w drugą. Wygramy, przegramy… a wąż w nieskończoności pożera swój ogon.