Matyldy z katowickiego Zarzecza, czyli spotkanie z kurami, które dają mnóstwo radości

Jaja to samo dobro i zdrowie. Mit, że mają wpływ na podniesienie poziomu cholesterolu naukowcy obalili już dawno. Dziś Światowa Organizacja Zdrowia uspokaja, że możemy jeść nawet dziesięć jajek tygodniowo (wliczając w to także jajko zawarte w ciastach lub makaronach). W najbliższych dniach zjemy ich sporo i bardzo dobrze. Poza pełnowartościowym białkiem, jaja są źródłem witaminy A, E, D i K oraz witamin z grupy B oraz składników mineralnych, jak fosfor, potas czy magnez. Warto jednak sięgnąć po jaja od kur, które spędzają czas z daleka od klatek i znacznie lepiej jedzą. 

– Mamo, kupmy kurnik i hodujmy kury. Taką prośbę słyszę od córek od dawna. Postanowiłyśmy zatem z ośmioletnią Kaliną sprawdzić, jak w praktyce wygląda taka hodowla. W Katowicach sporo osób na działkach i w przydomowych ogródkach stawia kurniki i hoduje kury. Jedną z takich osób jest Marcin Kręgiel z katowickiej dzielnicy Zarzecze. Na co dzień jest psychologiem szkolnym oraz dzielnicowym radnym. Hodowla kur to według niego świetny pomysł.

– Hodowla kur jest jednym z najprostszych sposobów na zwierzęta przy domu. Jedzą ziarno i resztki ze stołu, wodę trzeba im zmieniać w pojniku co dwa dni – tłumaczy, a na pytanie Kaliny – Czy kury są nerwowe, gdy wybiera się im jaja, odpowiada:

– Rzadko się tak zdarza, najczęściej chętnie oddają te jaja. Choć słyszałem, że są koguty, które bronią terytorium, ale mój taki nie jest. Nawet, gdyby chciały dziobnąć, nie trzeba się bać, bo kury mają tępe dzioby. Mają natomiast ostre pazury i mogą podrapać, tu trzeba uważać. Ale to przecież ptaki grzebiące, grzebią w ziemi. To jest ich ulubione zajęcie, dlatego jest tu tyle dziurek. 

Na początku trochę się nas boją i uciekają przed Arturem, który robi im zdjęcia. Wtedy pan Marcin przynosi ich przysmak – żółty ser. To pomaga. Poza pszenicą co kilka dni jedzą też gotowane warzywa i ziemniaki. Kury w przemysłowych fermach karmi się paszą z karotenem. To dlatego żółtka są intensywnie żółte. Te, żyjące w Zarzeczu dostają gotowaną marchewkę. Ich jaja są mniejsze, żółtka bardziej blade, ale różnica w smaku i przede wszystkim zawartości składników odżywczych jest zasadnicza. Kalina chce jeszcze wiedzieć, jak mają na imię i tu niespodzianka. Wszystkie to Matyldy, a kogut to Alvaro. Kogut jest rasy włoskiej, natomiast kury to zielononóżki i rosy. Trzymają się razem, kogut pilnuje porządku.

– Kogut jest istotny, gdy mamy większe stado, różne rasy. Tak jak tu. Gdy miałem pięć zielononóżek trzymały się razem, ale potem ktoś podarował mi dwie rosy, bo zmarła ich właścicielka. Zdarzały się kłótnie, teraz gdy mam koguta już nie ma problemów. 

Zakup kur to nie jest duży wydatek. Zielononóżkę lub rosę można kupić w granicach 20 złotych za sztukę. Warto, by kupić kilka jednocześnie. 5 to fajne stado – podpowiada pan Marcin, dla którego kury to także doskonałych sposób ma odstresowanie. Jako psycholog ma w ostatnim czasie sporo pracy. Spotkania online, ale też dyżury w szkole. Są niezwykle ważne. Młodzi chcą pogadać, wyjść z domu. Nie o wszystkim można porozmawiać online. Zdarza się, że wychodzę wtedy ze szkoły po 20.00, jest tak dużo uczniów, którzy potrzebują rozmowy.

– Wypuszczam kury do ogrodu wieczorem, by połaziły po trawie i pilnuję. Gdybym je zostawił pojawiłby się lis. Kiedyś tak się zdarzyło. To było w Nowy Rok. Wypuściłem je, by sobie pochodziły, bo były bardzo zdenerwowane po fajerwerkach.  Wyjechałem na zakupy. Po powrocie nie mogłem znaleźć żadnej kury. Jedną znalazłem, niestety lis jej nie oszczędził. Pozostałym udało się schować, ale jedną lis porwał. Na szczęście ta porwana lisowi uciekła i wróciła następnego dnia.

Kura żyje nawet 8 lat. Jeśli kupimy ją, gdy jest mała, np. trzymiesięczna przyzwyczai się do nas i nie będzie uciekać. Te w Zarzeczu dają nie tylko mnóstwo radości, ale też 4 jaja dziennie. 

– Kury są doskonałe dla ludzi, którzy siedzą w domu, na przykład dla starszych osób. Czytałem, że w Norwegii seniorom, którzy mają swoje działki samorządy fundują stado kur, żeby się nimi zajmowali. Dopinguje to do pewnej aktywności, jaja codziennie trzeba wybrać, dać kurom pić, jeść. Co istotne one integrują społeczność. Przez płot można sobie o tych kurach pogadać, jajkami się podzielić, są naprawdę wdzięczne w hodowli i w ogóle nie kłopotliwe – podsumowuje Marcin Kręgiel. 

Gdy zapada wieczór kury same wchodzą do kurnika. Źle widzą po zmierzchu, więc wchodzą do miejsca, gdzie czują się bezpiecznie. Woliera zabezpiecza je przed lisem, który wieczorami lubi tu zajrzeć. Matyldy i ich kogut śpią bezpieczne.  

zdjęcia: Artur Stańczyk

Olga Kostrzewska-Cichoń
Olga Kostrzewska-Cichoń

Dziennikarka, aktywistka miejska zaangażowana w promowanie proekologicznych idei, właścicielka firmy doradzającej w relacjach z mediami. Prywatnie mama dwóch córek, w wolnych chwilach uciekająca z rodziną na szlaki w Tatrach.